sobota, 21 listopada 2015

Echa paryskiej tragedii w sportowych "barwach".



  Oglądając sportowe imprezy masowe zawsze zastanawiałem się – dlaczego terroryści nigdy nie brali za cel stadionów? Dziesiątki tysięcy ludzi, telewizyjny przekaz na żywo, Trudno o bardziej spektakularny cel, i rozgłos niż ten, który mogliby dostać po ataku na wypełniony po brzegi stadion.

W zeszły piątek w Paryżu miała miejsce seria krwawych aktów terrorystycznych, do których przyznało się państwo islamskie. Ponad setka osób zabitych, o wiele więcej rannych. W momencie, w którym ulice francuskiej stolicy opanował chaos, na Stade de France toczył się właśnie towarzyski pojedynek pomiędzy Francją, a Niemcami. Pod koniec pierwszej części spotkania, kamery obsługujące to spotkanie zarejestrowały ogromny huk




Każdy oglądający to spotkanie musiał wtedy zachodzić w głowę co mogło spowodować ten wybuch. Nikt nie przypuszczał, że był to początek najtragiczniejszego wydarzenia w historii Francji od czasów II wojny światowej. Niewiele brakowało, a liczbę ofiar można byłoby liczyć w tysiącach... Otóż na Stade de France próbował wejść jeden z terrorystów, gdyż najzwyczajniej w świecie – kupił bilet. Jedynie czujność ochrony przeszukującej publiczność wydarzenia spowodowała, że mężczyzna uzbrojony w ładunki wybuchowe nie wszedł na stadion i uciekł (swoją drogą, trochę ciężko mi zrozumieć, jak można pozwolić uciec mężczyźnie z bombą przyklejoną do ciała). W południe przed meczem, do hotelu w którym zameldowana była reprezentacja Niemiec zadzwonił anonimowy telefon, którego wykonawca twierdził, że w hotelu podłożona jest bomba, w związku z czym cały hotel trzeba było ewakuować. Wiadomości o tym co dzieje się na ulicach Paryża, do ludzi na stadionie nie docierały. Ogłosił to dopiero spiker po "ostatnim gwizdku" spotkania, a ludzie najzwyczajniej w świecie bali się opuścić stadion, na którym czuli się względnie bezpiecznie. Warto wspomnieć, że reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów na stadionie spędziła całą noc. Zaplanowany na 17 listopada miecz Francuzów z Anglikami początkowo miał zostać odwołany, jednakże w ostatecznym rachunku, odbył się. Ogromny ciężar gatunkowy jakim obciążono to spotkanie objawiał się między innymi wszelkimi wydarzeniami, które samo spotkanie poprzedziły. Wspólne odśpiewanie "Marsylianki", przez wszystkich kibiców zebranych na stadionie, francuskich jak i angielskich. Minuta ciszy przed spotkaniem, Wembley oświetlone w trójkolorowych barwach, tekst francuskiego hymnu wyświetlany na telebimach i ogólna atmosfera, która przypomniała bardziej mecz charytatywny, aniżeli oficjalne spotkanie w terminie FIFA. 


Jedynie kibice tureccy nie popisali się podczas minuty ciszy, upamiętniającej ofiary paryskiego zamachu:

Wszystkie wydarzenia wcześniej wymienione miały miejsce w kraju, który za pół roku ma gościć najważniejszą europejską imprezę piłkarską. Dziesiątki milionów kibiców, dziennikarzy, głów państw, a nawet piłkarzy. Atmosfera piłkarskiego święta, którą Francja miała żyć przez miesiąc, może legnąć – dosłownie - w gruzach. Osobiście planowałem wybrać się w czerwcu do Paryża by uczestniczyć jako kibic w tym piłkarskim wydarzeniu, lecz na tę chwilę te plany odwołuję. Nie wyobrażam sobie jak można beztrosko przeżywać emocje związane z futbolem, mając gdzieś z tyłu głowy obawy, że w każdej chwili "coś może się wydarzyć". Wydaje mi się, że odpowiednim pytaniem jakie należy sobie tutaj zadać nie jest "czy Euro będzie celem terrorystów?", a "w której fazie turnieju zostanie zaatakowane?". Euro dla Francuzów nie będzie udane. I nie chodzi mi tu tylko o aspekt sportowy, a gospodarczy. Ogromne sumy wydane na renowacje, bądź budowę stadionów, czy infrastruktury mogą się nie zwrócić, jeżeli Paryża w czerwcu nie zaleje fala kibiców z całej Europy.

Piątkowe wydarzenia z Paryża prędko nie dadzą o sobie zapomnieć. 17 listopada w godzinach porannych, w związku z zagrożeniem ataku terrorystycznego odwołano towarzyski mecz pomiędzy Belgią, a Hiszpanią, natomiast w godzinach popołudniowych – na kilkadziesiąt minut przed "pierwszym gwizdkiem" – okazało się, że do skutku nie dojdzie również mecz Niemców z Holandią. A że na trybunach stadionu w Hanowerze zaczęli już gromadzić się ludzie, a miała pojawić się też kanclerz Merkel , podjęto groźnie brzmiącą akcję: ewakuacja

Powodem takiej, a nie innej decyzji był podejrzany pakunek na stadionie. Niby niepozorna walizka, ale w obliczu ostatnich wydarzeń nikt nie mógł pozwolić sobie na bagatelizowanie choćby tak błahych sygnałów. Według internetowego wydania niemieckiego tabloidu "Bild", podczas meczu reprezentacji Niemiec i Holandii na stadionie w Hanowerze miało dojść do eksplozji kilku bomb.
Redakcja tabloidu w swoim artykule powołuje się na tajny raport Urzędu Ochrony Konstytucji, przygotowany dla szefa niemieckiego MSW Thomasa de Maiziere'a. Według zawartych w owym raporcie informacji, terroryści chcieli przewieźć ładunki wybuchowe na stadion w karetce pogotowia. Bomby miały zostać zdetonowane także na dworcu kolejowym, by doprowadzić Hanower do paraliżu. Jak się później okazało - ani na stadionie, ani w jego pobliżu nie znaleziono żadnych ładunków wybuchowych

O tym, że tamto zagrożenie było traktowane niezwykle poważnie, świadczy fakt, że w ostatniej chwili odwołano jeden z koncertów, który odbyć miał się w Hanowerze, wyciągając lekcję z tego co wydarzyło się w mieście nad Sekwaną.

Pewne jest jedno – w najbliższych tygodniach chyba będziemy musieli przyzwyczaić się do ciągłej, uzasadnionej niepewności. Ciężko jest pozbyć się z głowy wydarzeń, które miały miejsce w Paryżu, tym bardziej, że w tej chwili wspomnienia te na prawie każdym kroku wracają. Jak to celnie ujął ktoś na Twitterze – "niedługo nie będziemy dzielić meczów na nudne i atrakcyjne, a po prostu te na rozegrane i odwołane". Europa jest "pacjentem w agonii", która próbuje miotać się i walczyć o poprawę sytuacji. Zamykane granice, kontrola napływu imigrantów, nieustające dywagacje nad poprawą sytuacji. Układ Schengen miał być "lekarstwem", które będzie jednoczyło mieszkańców "starego kontynentu", a tymczasem okazuje się mieć ogromne efekty uboczne, które niszczą Europę od środka.

   
   
  
Krystian Irzykowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz